Wczesnym rankiem zawitaliśmy na przedmieściach Monachium by zatrzymać się przy Allianz Arena. Stadion był zamknięty, jednak i z zewnątrz widać było jego ogrom. A obok - dowód doskonałej organizacji Niemców, piętrowy parking na kilkanaście tysięcy miejsc, w niemeczowe dni wykorzystywany jako buforowy dla miasta, a kwitek upoważniał do bezpłatnego przejazdu publicznym transportem. Była dopiero 8 godzina, jednak kolejne miejsca zapełniały się przez przyjeżdżających do pracy spoza stolicy Bawarii. Jest to największy land w kraju, a w jego skład wchodzą byłe regiony niezależne oraz wolne miasta dopiero w XIX wieku dołączone do kraju związkowego. Samo Monachium najbardziej kojarzy się chyba z wielkimi koncernami, futbolem, a przede wszystkim piwem i słynnym Octoberfest. My tą atrakcję zostawiliśmy sobie jednak na koniec, tymczasem kierujęc się w stronę Rezydencji, czyli dawnej siedziby królów bawarskich. Już w XIV wieku istniał tu zamek, stopniowo rozbudowywany w kolejnych stuleciach, dzisiaj we wnętrzu znajduje się muzeum. Zwiedzamy poszczególne, zbudowane w różnych stylach dziedzińce - całość zajmuje rzeczywiście duży obszar, a jeden z fragmentów do złudzenia przypomina budynek naszej poznańskiej opery.
Ruszamy dalej, kolejny ciekawy zabytek to Nowy Ratusz (jak się później okazuje wygląda na starszy od Starego, i jest też o wiele bardziej okazały). Oglądamy go najpierw od strony dziedzińca, dopiero potem naszym oczom ukazuje się fasada przy Marienplatz wyglądająca trochę jakby odlana z mokrego piasku, i stojąca przed nią kolumna Maryjna. Neogotycka stumetrową budowlę ozdabiają rzeźby przedstawiające bawarskich książąt i królów. Zegar wygrywa melodię, w rytm której poruszają się figury rycerzy walczących w turnieju, czy tańczących bednarzy, oraz strażnik miejski i Anioł Stróż błogosławiący miasto. Tak przynajmniej twierdzi nasz przewodnik, gdyż niestety nie trafiamy w godzinę o której oglądać można pokaz. Zamiast tego podziwiamy Stary Ratusz, przebudowany na przełomie XIX i XX wieku, kiedy to powstał w nim przejazd dla ruchu samochodowego. W wieży mieści się muzeum zabawek, którego z braku zainteresowania i goniącego czasu nie zwiedzamy. Idziemy natomiast na pobliski Viktualnienmarkt, plac nazywany w przewodniku "wiejskim sercem Monachium", a który nas jednak nieco rozczarował. Kiedyś zapewne mieściły się tu tradycyjne stragany, dziś znajdujemy rząd blaszanych budek z wszelakim zaopatrzeniem. I tak można nabyć tu sery, wędliny, ogromne golonki, wino a także - jakby inaczej - piwo. Nawiązując zatem do złocistego napoju próbujemy znaleźć na tyłach Marienplatz najstarszy browar w mieście - Augustinerbrau (założony w 1328 roku), jednak mimo dokładnych wskazówek przewodnika nie udaje nam się rozpoznac budynku. Czyżby nowoczesna galeria handlowa powstała właśnie na jego miejscu? Pewnie już się nie dowiemy.
W średniowieczu na Marienplatz znajdował się targ solny i zbożowy. Dziś jest to miejsce pełne malowniczych budynków, z których każdy ma do opowiedzenia ciekawą historię. Dawny kościół Augustianów został obecnie przekształcony w muzeum myślistwa i rybołóstwa. Frauenkirche to z kolei jedna z największych świątyń gotyckich południowych Niemiec, jej wnętrza moga podobno pomieścić 20 tysięcy wiernych. I chociaż ta liczba wydaje nam się być nieco zawyżona, to jednak faktycznie jest to bardzo przestronny budynek. Spacerujemy jeszcze chwilę klimatycznymi uliczkami pełnymi zadbanych kamienic - bez wątpienia Monachium jest jednym z najbardziej malowniczych miast Niemiec. Na zakończenie krótkiego zwiedzania udajemy się do Hofbrauhaus - najpopularniejszej piwiarni, piętrowej z ogórdkiem. Sam parter moze pomieścić 1000 smakoszy złotego trunku, sala na piętrze natomiast ze zdobionym stropem aż 1300. Dodatkowo na górze znajduje się także kącik "edukacyjny" z kuflami piwa, bawarskimi preclami i kiełbaskami wykonanymi z... tworzywa. Zastawiony stół wygląda jak prawdziwy, prawdziwa jest także waga kufli - kelnerki tutaj potrafią unieść ich aż 12 na raz, jednak przeciętnej kobiecie taką ilość ciężko nawet objąć ręką. Ze względu na wczesną porę w piwiarni jest niewielu klientów, ale można wyobrazić sobie jaki ruch będzie tu panował wieczorem. Rzędy szklanych, litrowych kufli czekają na napełnienie i nawet wysoka cena (o ile pamiętam 7 euro) nie zniechęci smakoszy. Trochę żałujemy, że nie możemy zostać do tego czasu, jednak pora ruszać w dalszą drogę. Jeszcze tylko rzut oka na stoisko z pamiątkami, na zabytkowe uliczki i już stolica Bawarii staje się małym punkcikiem oglądanym przez tylną szybę.