Prognozy pogody na dzisiaj nie byly dobre, ale ledwo wyjechalismy z Colorado Springs minelismy chmury i zaczelo swiecic slonce. upaly to nie byly, ale za to nie musielismy moknac.
Pierwszym przystankiem na dlugiej tego dnia trasie byl Royal Gorge Park and Bridge, z najwyzej na swiecie zawieszonym mostem i widokiem na rzeke w dole kanionu, a takze zaimprowizowanym miasteczkiem rodem z Dzikiego Zachodu.
Kolejny przystanek - Black Canyon - ktory podobno w czasie zlej pogody robi bardzo ponure wrazenie. Stety/niestety nam swiecilo slonce ale i tak widoki byly przepiekne. Kolorowe "malowidla" na scianach kanionu spowodowane sa goraca lawa.
Dalej juz "prosta" droga jechalismy do Durango - miejsca naszego kolejnego noclegu. Trasa prowadzila przez gorskie serpentyny i przelecze, tak samo malownicze jak niebezpieczne o czy przekonal sie kierowca jadacy przed nami gdy zaliczyl zderzenie z jeleniem. Ale za to widoki - przepiekne. W dodatku wszedzie na wyciagniecie reki widac osniezone szczyty, a ze i my znajdujemy sie na wysokosci 11 tysiecy stop, czyli ponad 3 tysiace metrow nad poziomem morza, widac ze snieg dawno zrobil sie juz szaro bury, ale i tak wciaz dobrze wyglada na zdjeciach ;)